18 kwietnia 2012

Marzą mi się...

marzą mi się, czyli niedługo będą moje :D


Lakiery Colour Riche L'Oreal - zwłaszcza odcień 104 Beige Countess, piękny brudny beż.



Kremy BB - Skin 79 Intense Classic Balm i zielony Dollish Veil Vita BB Lioele



Maseczka nawilżająca Mary Kay

17 kwietnia 2012

Kilka ważnych spraw!

Nie wiem, gdzie się podziewa mój wolny czas... nie rozwiązałam konkursu, zapomniałam o urodzinach bloga, a do tego moje konto facebookowe nie działa tak jak powinno i nie umiem tego naprawić.

Po pierwsze: pachnący zestaw kosmetyków Original Source leci do yesiwantyouback - przekonał mnie seksowny masażysta :) wyślij swoje dane na adres polishmakeupbag@o2.pl

Po drugie: mój blog ma już dwa lata! Kto by pomyślał, że aż tyle czasu minęło.

Po trzecie: biorę udział w Zmasowanej akcji denko u Lacturii, trzymajcie kciuki :)

12 kwietnia 2012

Światowy dzień czekolady!


Kiedy jak nie dziś pisać o kosmetykach z czekoladowej serii The Body Shop? :)

Z powyższej dwójki do gustu bardziej przypadł mi peeling - jako peelingowa maniaczka doceniłam jego ostre drobinki i formułę natłuszczającą skórę. Konsystencja przypomina żelową galaretkę z dodatkiem olejku - po zastosowaniu moje ciało jest super gładkie, nawilżone (naprawdę nie trzeba stosować balsamu po kąpieli) i pachnące (nie tylko ciało, pachnie w całej łazience jeszcze długo po użyciu kosmetyku).

Balsam ma lekką, kremowo-żelową konsystencję, która bardzo szybko wchłania się w skórę. Ma wygodne opakowanie - pompkę chyba zostawię i przełożę do żelu pod prysznic ;) dobry na cieplejszą porę roku; jesienią i zimą będzie zdecydowanie za lekki, ale za to masło z tej serii genialnie (naprawdę genialnie!) nawilża i natłuszcza.

Zapach obu produktów nie jest czysto czekoladowy, przypomina mi czekoladę z orzechami. Czekoladowa przyjemność bez kalorii ;)

11 kwietnia 2012

Japoński rytuał ognia w New Body Clinic



Takiego postu jeszcze nie było na blogu, co wydaje mi się wielkim niedopatrzeniem z mojej strony, bo masaże i różnorakie zabiegi pielęgnacyjne są jedną z moich ulubionych rzeczy. Ostatnio miałam przyjemność wybrać się do New Body Clinic na japoński rytuał ognia Huo.

SPA znajduje się bardzo blisko warszawskich Powązek, na Duchnickiej - bardzo ciekawe, oryginalne miejsce.

W recepcji dostajemy ankietę do wypełnienia (dane osobowe, informacje o chorobach itp.) i coś do picia, a później udajemy się do pokoju zabiegowego, który jest ogromny! Byłam w mniejszych i większych salonach kosmetycznych, SPA i hotelach SPA i nigdzie takiego dużego nie widziałam ;) Oprócz tego co widzicie na powyższym zdjęciu była jeszcze szafa, w której można było zostawić ubranie, sofa ze stolikiem i jakieś super urządzenie do zabiegów pielęgnacyjnych na ciało. Całość urządzona w spokojnych brązach i beżach z orientalnymi dodatkami. Było naprawdę przestronnie i komfortowo.

Dzień przed zabiegiem rozmyślałam nad zabiegami, którym się wcześniej poddawałam i doszłam do wniosku, że zawsze masowały mnie kobiety. Zastanawiałam się, czy miałabym coś przeciwko, gdyby masażystą był mężczyzna i nie mogłam się zdecydować. Jakie było moje zdziwienie, gdy na Duchnickiej okazało się, że moim masażystą będzie Pan Przemek... teraz już wiem, że mnie to nie krępuje, a co więcej - jako, że lubię mocny masaż, to prawdopodobnie będę teraz wybierać panów masażystów! Oprócz mega relaksu przestały mnie boleć plecy (a ostatnio naprawdę dawały mi w kość).

Przed zabiegiem możemy wziąć prysznic, żeby się odświeżyć, a potem zakładamy jednorazowe majtki i owijamy się ręcznikiem. Zabieg składa się z 3 części i jak dla mnie każda była rewelacyjna i spokojnie mogłaby być oddzielną pozycją w menu zabiegów.

Peeling

Miałam wykonany peeling cukrowy (zamiast peelingu pianą), z którego byłam bardziej zadowolona, bo jak wszystkiego doskonale wiecie uwielbiam mocne zdzieranie. Grube drobiny z olejkiem o pięknym zapachu pomarańczy z wanilią, mmmmm :)

Podczas peelingu wykonywany był również masaż całego ciała. Pan zaczął od pleców i nóg, potem wymasował i wypeelingował mi ręce, ramiona oraz dekolt – moja skóra jest cudownie miękka i gładka. Przed następnym etapem musiałam wziąć prysznic, żeby zmyć z siebie resztki kosmetyku.



Kąpiel

Kąpiel w beczce Ofuro brzmi bardzo orientalnie, więc przed zabiegiem oczywiście wyobrażałam sobie małą beczkę, w której będę siedziała skulona. Nic bardziej mylnego – beczka, a raczej drewniana wanna była tak duża, że mogłam wygodnie oprzeć wyciągnięte nogi o przeciwległą ściankę. Bardzo ciepła woda z olejkami eterycznymi, a do tego… masaż głowy! Pełen odlot! U fryzjera niemal zasypiam podczas mycia głowy, więc podczas zabiegu byłam naprawdę wniebowzięta. Wszystko co dobre szybko się kończy, ale przede mną jeszcze lepsza część, czyli masaż całego ciała :)


Masaż

Połączenie masażu klasycznego oraz masażu wykonywanego bambusowymi kijami. Ten drugi polega na przesuwaniu kawałkami bambusa po ciele - przypominało mi to trochę wałkowanie, oczywiście z odpowiednim naciskiem. Taki masaż działa przede wszystkim modelująco i drenująco, a także odprężająco. Plecy i nogi na końcu są lekko uderzane bambusową miotełką (co oczywiście nie boli). Po zabiegu możemy jeszcze chwilę poleżeć, wyciszyć się i zrelaksować.

Co mi się podobało? Na pewno duży, przestronny pokój; bardzo duży materac, na którym wykonywany był zabieg (zazwyczaj zwisają mi po bokach ręce, za czym nie przepadam), prysznic w pokoju (o dziwo nie zawsze jest!), naprawdę porządny peeling i masaż.
Co mi się nie podobało? Absolutnie nic; wszystko było dopięte na ostatni guzik.
Warto mieć ze sobą gumkę do włosów (o której nagminnie zapominam) oraz puder do poprawienia makijażu (jeśli przyjdziecie umalowane). Przed zabiegiem koniecznie wyciszcie telefon; jeśli na zewnątrz jest zimno koniecznie wysuszcie włosy i trochę poczekajcie w recepcji - skóra jest naprawdę rozgrzana i łatwo się przeziębić.

8 kwietnia 2012

Marcowe zużycia 2012

WESOŁYCH ŚWIĄT! Życzę Wam, żebyście spędziły je w miłej, spokojnej atmosferze :)

Poniżej wrzucam moje marcowe zużycia - aż 22 puste opakowania! Pobiłam chyba mój rekord, większość rzeczy była wcześniej używana i resztki zagracały mi łazienkę ;) w kwietniu na pewno nie będzie tak różowo.
Najbardziej jestem zadowolona ze zużycia cienia oraz kilku produktów do twarzy. Produkty, które szczególnie przypadły mi do gustu oznaczyłam ♥.



odżywka z babassu Isana
 pianka do golenia Venus
żel imbirowy The Body Shop
odżywka Matrix



szampon słonecznikowy Ziaja
suchy szampon Syoss
maska do włosów Gloria


krem nawilżająco-kojący Eucerin
tonik Miraculum
maseczka z glinką Eisenberg
krem Complete Comfort MAC
krem do rąk Yves Rocher


mleczko z kwasem glikolowym Academie
żel pomarańczowo cynamonowy Organique
peeling czekoladowy The Body Shop


krem do rąk z rokitnikiem Weleda
krem do twarzy z granatem Weleda
cień Femme Fi MAC
tusz They're Real! Benefit
mydełko Dr. Bronner's Magic Soap
żel pod prysznic oliwkowy Yves Rocher
Flavo C

6 kwietnia 2012

Kwietniowy Glossybox


No i doczekałam się kwietniowego pudełka :)

Zamawiałyście? Dostałyście?



  • MultiVitamin Thermafoliant Dermalogica - 15ml
  • Żelowy olejek do demakijażu Arganu Galenic - 15ml
  • Szminka Kryolan - odcień LC123
  • Relaksujące masło do ciała Pat&Rub - 20ml
  • Lekki miodowy krem do twarzy Sanoflore - 10ml
  • Suplement diety Aqua Slim - 7x10g
Najbardziej cieszy mnie Dermalogica, żelowy olejek i szminka (uwielbiam taki odcień!). Aqua Slim mnie mocno rozczarował (dobrze, że to gratis), masło Pat&Rub miałam, a krem Sanoflore za intensywnie pachnie, więc pewnie oddam go komuś.

5 kwietnia 2012

Kwietniowy Glossybox - co bedzie w środku?

 
Nie mam pojęcia, ale nie mogę się go doczekać - mam nadzieję, że będzie na mnie czekał, gdy wrócę do domu z pracy ;)

Pomyślałam, że w oczekiwaniu na różowe pudełko możemy zabawić się w małą zgadywankę. Obstawiajcie, co może znajdować się w jutrzejszym boxie :)

Glossy na facebooku napisało 'Zdradzimy mini sekret: będzie kolorowo, ekskluzywnie, zdrowo :)'.
Moje typy to coś ekologicznego (Pat&Rub?) i lakier do paznokci (OPI? Essie? Orly?). A może jakaś fajna miniaturka Estee Lauder albo Clinique (te które często stoją przy kasie w Douglasie)?
Mile widziane również pomysły na to, co byście chciały znaleźć w takim pudełku w przyszłości. Ja na pewno chciałabym trochę kolorówki (bo kolorówka w moim przypadku powinna być jak najmniejszych rozmiarów) oraz perfum - ciągle używam tego samego, a chętnie odkryłabym trochę nowych zapachów.

1 kwietnia 2012

Ulubieńcy marca 2012


Moje ulubione kosmetyki w marcu to:
1. Cienie MAC w odcieniach Femme Fi, Satin Taupe i Club - stały, niezawodny zestaw, w którym zawsze dobrze wyglądam; wiem, że tymi cieniami nie zrobię sobie krzywdy, gdy śpieszę się rano, poza tym są tak łatwe w użyciu i dobrze się łączą, że zrobienie nimi makijażu to łatwizna. Niestety, Femmie Fi się właśnie skończył, jest limitowany i w najbliższym czasie pewnie go już nie kupię.
2. Róż MAC w odcieniu Fresh Honey - rewelacyjnie odświeża i ożywia skórę, pokazywałam go tutaj
3. Maseczka nawilżająca AquaPRECIS Uriage - ma lekką, przyjemną konsystencję i delikatny morski zapach. Moja skóra ją 'pije', dobrze nawilża.
4. Preparat zmniejszający pory Sebium Pore Refiner Bioderma - rewelacyjny jako baza matująca! Sprawia, że skóra jest jedwabiście gładka i zmatowiona na długi czas. Właśnie mi się kończy, na pewno kupię go ponownie, zwłaszcza, że jest bardzo wydajny.
5. Podkład Wake Me Up Rimmel w odcieniu Ivory - mam kilka podkładów i najczęściej używam ich na zmianę, ale odkąd mam Rimmela zapomniałam o innych! Zużyłam już jakieś 40% buteleczki! Bardzo przypomina mi dawny podkład Recover, nawet zapach ma ten sam. Najczęściej nakładam go flat topem, skóra jest rozświetlona, nie kryje bardzo mocno, ale wystarczająco na moje potrzeby.
6. Dwie szminki nude: Rouge Volupte YSL i Essence. Obie bardzo lubię. YSL jest kremowa, dość ciężka, luksusowa. Ma przepiękne opakowanie. Essence jest w plastikowym opakowaniu, z którego ścierają się napisy, jest kremowa, nakłada się cienką warstwą, ma delikatny połysk, który sprawia, że wygląda naturalnie. Obie są średnio wydajne. W zestawieniu brakuje bardzo fajnego szminko-błyszczyka Celia w odcieniu nude, który złamał się dosłownie po dwóch dniach! Zamierzam go stopić i zrobić szminkę od nowa albo wlać do pudełeczka. Gdzieś wrzuciłam opakowanie i nie mogłam go znaleźć, dlatego nie ma go na zdjęciu.
7. Korektor z minerałami Bell - czasem nakładam go na większe powierzchnie zamiast podkładu. Jest bardzo lekki, delikatnie kryje. Nie mam problemów z cieniami pod oczami, nakładam go, żeby ujednolicić koloryt. Też się kończy, ale na pewno do niego wrócę.
8. Błyszczyk MAC w odcieniu The Wee Coquette - kolor pokazywałam tutaj; lepki, gęsty, o dziwo często go używałam w zeszłym miesiącu (generalnie wolę błyszczyki, których nie czuć na ustach). Ma fajny jasny kolor, który rozjaśnia usta.

Do zestawienia dodałabym jeszcze krem Comfort Cream MAC, który zużyłam w marcu i wyrzuciłam opakowanie, dlatego nie ma go na zdjęciu. Jest gęsty jak masełko, ale świetnie się wchłania i otula skórę cienkim filmem. Świetny zimą, zwłaszcza do suchej czy odwodnionej skóry.