19 grudnia 2010

Recenzja: Maska-peeling hydroenzymatyczny Tołpa

Maseczek w saszetkach zawsze nakupuję masę - myślę sobie zawsze 'to takie małe, szybko zużyję' - ale oczywiście przy ilości jaką posiadam opornie mi to idzie. Moja skóra przez te mrozy i odstawienie hormonów strasznie wariuje - ciągle mam jakieś krostki, przesusza się, łuszczy (zresztą nie tylko ze skórą mam problem - moje włosy nie bardzo chcą się kręcić odkąd temperatura jest ujemna).
Okazało się, że:
  • kremy z kwasami mnie bardzo wysuszyły i niczym nie mogę nawilżyć skóry, więc kwasy poszły w odstawkę
  • używam ostatnio samych maseczek oczyszczających, głównie z glinką, więc wyjęłam maski nawilżające i łagodzące
  • krem regenerujący nie działa tak jak bym chciała, więc zamieniłam go na serum i krem nawilżający i już widzę poprawę
Mam sporo maseczek nawilżających, więc skorzystam z okazji i będę je regularnie używać. Na pierwszy ogień poszła Maska-peeling hydroenzymatyczny Tołpy.



Przeznaczenie: skóra wrażliwa, odwodniona i podrażniona, szorstka i zrogowaciała
Opis: Innowacyjny, hypoalergiczny preparat łączący działanie peelingu enzymatycznego i maski nawilżającej. Delikatnie usuwa zrogowaciały naskórek jednocześnie nawilżając skórę. Doskonale wygładza, rozjaśnia, przywraca witalność i poprawia kondycję skóry. Łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia, zapewnia uczucie komfortu eliminując objawy napięcia i stresu skóry. Po zastosowaniu preparatu skóra jest odnowiona i wygładzona, odzyskuje zdrowy koloryt oraz uczucie czystości i świeżości.
Stosowanie: Preparat nanieść na oczyszczoną skórę twarzy, szyi i dekoltu, omijając okolice oczu. Po 10-15 minutach rozmasować zwilżonymi dłońmi, następnie spłukać wodą. Stosować 1-2 razy w tygodniu. Regularne stosowanie maski-peelingu zwiększa przyswajalność substancji aktywnych zawartych w kolejno stosowanych preparatach pielęgnacyjnych.
Moja opinia: Maska ma konsystencję rzadkiego kremu o roślinnym zapachu - nic specjalnego. Po zmyciu skóra jest bardzo gładka, suche skórki zniknęły (następnego dnia były tylko w jednym miejscu). Nawilżenie jest bardzo odczuwalne, nie trzeba nakładać od razu kremu na skórę. Spryskałam twarz tonikiem jakąś godzinę temu i nadal mam miękka, nawilżoną skórę, która nie krzyczy 'pić!'. Jestem pod dużym wrażeniem tego produktu i na pewno będę do niego wracać.
Kiedyś ta maska była dostępna w tubie, teraz na stronie Tołpy widnieje jedynie w podwójnej saszetce - szkoda, bo wolałabym większą pojemność ;)

Dla zainteresowanych skład maseczki

17 grudnia 2010

Recenzja: Odżywka do włosów Zitronenblüte Aprikose marki Alverde


Odżywkę kupiłam podczas pobytu w Berlinie - jak ja żałuję, że marka nie jest dostępna u nas i że nie kupiłam więcej produktów do włosów... Ale teraz już wiem, co wsadzać do koszyka następnym razem ;)
Seria Zitronenblüte Aprikose polecana jest do włosów matowych i łamliwych. Kwiat cytryny i morela sprawiają, że włosy mają jedwabisty połysk i łatwo je rozczesać. Seria polecana do wszystkich rodzajów włosów. Odżywka jest wegańska, nie zawiera silikonów.



Odżywka jest dość gęsta, ale z łatwością można ją rozprowadzić na włosach - dzięki konsystencji wystarczy odrobina, co sprawia, że kosmetyk jest bardzo wydajny (a przy okazji nie spływa z dłoni). Pięknie pachnie - nie nachalnie, świeżo, lekko cytryną i morelami. Niestety zapach nie utrzymuje się bardzo długo na włosach.
Ważna informacja dla niektórych osób - jest wegańska i nie zawiera silikonów. Wiem, że są osoby, które myją włosy odżywką - mam wrażenie, że Alverde delikatnie się pieni, co może ułatwiać jej stosowanie w ten sposób.
Włosy bardzo łatwo się rozczesują, są gładkie i miękkie - wręcz jedwabiste i 'lejące się' . Na pewno wypróbuję jeszcze jakieś kosmetyki do włosów tej firmy.
Kosztuje ok. 2 euro.

Tutaj możecie zapoznać się z asortymentem marki (opisy niestety po niemiecku, ale translator nieźle sobie z nimi radzi ;) można też przejrzeć składy poszczególnych produktów)

Super nagrody w fajnych konkursach

Znalazłam dwa fajne konkursy, w których można wygrać produkty marek, które bardzo lubię. Jeden to giveaway u The Shades Of You - możemy wygrać bardzo fajny zestaw pędzli MAC z nowej, limitowanej kolekcji Tartan Tale. Koniec 22 grudnia.


Drugi to konkurs na facebooku, w którym można wygrać super zestaw kosmetyków Rogue Bunny Rouge. Bardzo prosty konkurs, któy koczy się 18 grudnia :)


Edycja: Jeszcze Dominika postanowiła zrobić rozdanie :) do wygrania 3 zestawy kosmetyków

10 grudnia 2010

Magda w kąpieli: Lush Christmas Eve Bubble Bar

Lush słynie z produktów do kąpieli - w końcu postanowiłam się na nie skusić. Na pierwszy ogień poszły produkty z kolekcji świątecznej - głównie ze względu na to, że są limitowane i mogą wkrótce zniknąć.
Lush ma 3 rodzaje produktów, które wrzucamy do wanny: baths melts - produkt, który zawiera w sobie dużo olejów - wkładamy go do wanny, rozpuszcza się tworząc bardzo odżywczą, natłuszczającą kąpiel; bath ballistics, czyli popularne kule do kąpieli oraz bubble bars - tworzą one cudowną pianę.


Christmas Eve należy do kategorii Bubble Bar. Lush poleca użycie Christmas Eve po świątecznej, nerwowej bieganinie np. za prezentami ;)




Produkt: niebieska spłaszczona kula z żółtym księżycem, całość pokryta czymś w rodzaju brokatu- miałam kiedyś takie kółeczka do zdobienia paznokci, ale nie wiem jak się fachowo nazywają; lekko wilgotna w dotyku. Z łatwością można pokruszyć ją w dłoniach.
Sposób użycia: kostkę lub jej kawałek kruszymy pod bieżącą wodą; wymieszałam dokładnie i 'roztrzepałam' wodę w wannie, żeby równomiernie rozprowadzić produkt, dzięki czemu powstało więcej piany.
Zapach: kwiatowy - nie wyczuwam jaśminu, ale wymieszane różne kwiaty; nie jestem wielbicielką kwiatowych woni, ale ten mi się nawet podoba - absolutnie nie przypomina nic co można dostać pod nazwą 'kwiatowy zapach' w polskich drogeriach. Wg strony Lusha użyto olejku ylang ylang, absolutu jaśminowego oraz ekstraktu z gardenii.
Kąpiel: woda zabarwiła się na jasny, spokojny odcień niebieskiego, powstało bardzo dużo piany, która długo utrzymywała się w wannie (wiele kosmetyków owszem robi fajną pianę, która bardzo szybko znika). Polecam kąpiel z ta kostka przed snem lub po bardzo stresującym dniu - byłam bardzo zrelaksowana, prawie zasnęłam w wannie, co mi się nie zdarza. Woda w dotyku stała się jedwabiście miękka za sprawą sproszkowanego mchu irlandzkiego  - świetne uczucie, skóra po kąpieli jest delikatnie nawilżona, nie ma konieczności używania balsamu.
Cena: £2.60/100g - podzieliłam ją na dwie części, ale czytałam, że niektórzy dzielą ją nawet na 4!


Podsumowując: bardzo polecam zestresowanym osobom oraz fankom kąpieli w pianie :)

5 grudnia 2010

Zużycia listopadowe :)

Listopad się już skończył, więc czas na kolejną porcję zużyć - wcześniejsze listopadowe zużycia wraz z krótką recenzją znajdziecie tutaj. Miesiąc można zaliczyć do udanych pod względem zużyć :) nie przypominam sobie żadnych większych zakupów kosmetycznych (oprócz kolejnej brązowej kredki chyba nic szczególnego nie kupiłam).


Wyszczuplający żel modelujący Garnier - nic szczególnego - może minimalnie napina, ale chyba raczej przez zawartość alkoholu. Można sobie odpuścić.


Chusteczki z kwasem mlekowy Cleanic - mój faworyt, nie zliczę ile opakowań zużyłam. Świetne przede wszystkim w podróży.


Peeling drobnoziarnisty Nantes - duża pojemność, ale średnia jakość. Cieszę się, ze go zużyłam, bo działał mi na nerwy. Krem z drobinkami, które mało co peelingują. Nie warto.


Peeling do stóp PediSation - zachwycałam się nim tutaj - szkoda, że już się skończył, na pewno do niego wrócę.


Kremowy peeling Dr Irena Eris - nie widzę go na stronie, jest tylko cukrowy, mam nadzieję, że go nie wycofali. Bardzo fajny peeling, najczęściej stosowałam go na sucho. Jest bardzo przyjemny w użyciu - mam wrażenie, że używam czegoś luksusowego - chyba ze względu na jego kremową konsystencję. Fajne opakowanie, jest ostry. Lubię dawać tą linię w prezencie, bo ładnie się prezentuje.


Sztyft na wypryski Cleanance Avene -nie powalił mnie na kolana, ale chyba dlatego, że tego typu produkty rzadko na mnie działają. Nie kupiłabym go sama, ale niestety dostałam, więc zużyłam. Wygodna forma, jest bezbarwny, więc można go nosić w torebce i w razie potrzeby nakładać na krostki w ciągu dnia.


Szampon w kostce Seanik Lush - mój ulubiony szampon. Świetnie oczyszcza włosy, nie trzeba używać ponim odżywki, żeby rozczesać włosy. Przyjemnie pachnie, dzięki zawartości soli morskiej i alg zwiększa objętośc włosów i sprawia, że są błyszczące.


Luminizing Color Powder Shiseido - puder w najjaśniejszym odcieniu 01, raczej nie dawał koloru, ale pięknie rozświetlał skórę. Na początku byłam nim zachwycona, później już mniej, ale ciężko powiedzieć czemu - chyba po prostu szybko się nudzę kosmetykami - wolałabym mniejsze opakowania. Opakowanie zostawiam, bo za granicą można kupić do niego wkłady. Ma świetny gruby pędzelek, co się rzadko zdarza jeśli chodzi o pędzelki dodawane do pudrów.


Błyszczyk Addict Ultra Gloss Dior - stara wersja, ale bardzo fajna. Sprawia, że usta lśnią niczym tafla. Piekny jasnoróżowy, przejrzysty kolor. Szkoda, że już się skończył, ale mam nową wersję błyszczyka, która teoretycznie jest lepsza - jak będzie, zobaczymy. Ma wygodny krótki pędzelek.

2 grudnia 2010

Sprawdź, czy wygrałaś w giveawayu! :)

 http://www.fungiftideas.org

Ogromnie Wam dziękuję za tak liczny udział w giveawayu :) nie spodziewałam się, że będzie tak popularny.


Nagrodę główną, czyli zestaw składający się z podkładu Bourjois, tuszu Shiseido, cieni Maybelline, lakieru Bell i szminki Golden Rose otrzymuje PANNAJOANNA :) serdecznie gratuluję, mam nadzieję, że kosmetyki przypadną Ci do gustu :)


Odzew był tak liczny, że postanowiłam stworzyć nagrodę-pocieszenia. Zdecydowałam o tym dopiero podczas robienia listy osób biorących udział w giveawayu. Nagroda wędruje do użytkowniczki KIZIA-MIZIA - jeśli chcesz mogę napisać co wygrałaś albo wyślę Ci niespodziankę :)



Jeszcze raz wszystkim bardzo dziękuję za tak liczny odzew. Postaram się zorganizować w nowym roku kolejne giveawaye :)