17 lutego 2011

Zużycia: Szóstka w koszu

W tym miesiącu znowu udało mi się sporo zużyć :) miałam nadzieję, że wykończę trochę więcej i może coś z kolorówki, ale na razie jestem chora i w ogóle się nie maluję, nie chce mi się też za bardzo smarować kremami itp.


Żel witaminowy Lirene - jaśminem na pewno nie pachnie; ciężko napisać o nim coś dobrego czy złego - ot taki zwykły żel pod prysznic, nic szczególnego. Nie kupię go ponownie ze względu na zapach, trochę mnie zmęczył pod koniec opakowania.

Szampon Dora - szampon, który chciałam skończyć jesienią, a on ciągle był i był i był - to chyba zasługa jego konsystencji, która jest żelowa i bardzo skoncentrowana, co sprawia, że szampon jest niesamowicie wydajny. Nie wysusza i nie plącze włosów, stają się one świeże i mniej się przetłuszczają, ale przy regularnym stosowaniu może trochę wysuszyć skórę głowy.

Pianka do golenia Isana - wszystkim znana, nie trzeba jej przedstawiać. Bardzo ją lubię i używam od wielu lat, nie ustępuje w niczym markowym piankom - kupuję ją tylko w promocji - warto porównać cenę i pojemność, bo czasem taniej jest kupić coś innego.


Maska z aminokwasami Pantene - ostatnimi czasy używam przede wszystkim odżywek - po jaką maskę bym nie sięgnęła to mnie totalnie rozczarowuje (działają o wiele słabiej niż odżywki). Ta maska na szczęście rzeczywiście jest maską. Pięknie pachnie, bardzo lubię zapach Panetne, takie kwaskowate jabłka; nie spływa z włosów. Po spłukaniu włosy są gładkie, łatwo je rozczesać. Tuba wykonana jest z miękkiego, giętkiego plastiku i łatwo z niej wycisnąć kosmetyk.

Peeling Pat&Rub - ja + on = love-hate relationship; gdy udało mi się skończyć jedno opakowanie dostałam w prezencie drugie... możecie sobie wyobrazić moją minę; peeling raz jest super zdzierakiem, a raz w ogóle nie czuję drobinek. Polecam używać na suchą skórę albo bardzo delikatnie zwilżoną. Pięknie pachnie, ale bardzo mocno, kto wąchał inne kosmetyki Pat&Rub ten wie o czym piszę. Znam fajniejsze kosmetyki tej marki, chociaż moja mama bardzo go lubi;)

Balsam z mocznikiem Topicrem - na początku go nie znosiłam, zaczęłam wątpić, że ma mocznik w składzie, ale po tygodniu zaczął działać i rano budziłam się z miękką, nawilżoną skórą. Jest w miarę lekki, ale dobrze radzi sobie z nawilżeniem i wygładzeniem, gdyby nie zapach byłby moim ideałem - wolę bezzapachowe kremy do ciała.

8 komentarzy:

  1. Myślę, że zakupię sobie taki szampon. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. pianki z rossmanna są świetne! :) pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję i zazdroszczę zużyć :)
    Chyba też reaktywuję swój cykl zużyciowy, bo coś tam się nazbierało, a dawno się nie chwaliłam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. gratuluję ;) a ile ten pat&rub kosztował?

    OdpowiedzUsuń
  5. dzięki ;) Dee koniecznie pokaż co tam zużyłaś, to fajnie motywuje do kolejnych zużyć.
    Anulaat kosztuje ok. 65zł, ale moim zdaniem lepiej kupić pomarańczowy Lirene, jest o wiele fajniejszy. Mam w zapasach cukrowy peeling Pat&Rub, ale jeszcze nie używałam, może będzie lepszy.

    OdpowiedzUsuń
  6. zaciekawiłaś mnie szamponem :)

    OdpowiedzUsuń