22 czerwca 2010

MAC - In the Groove


Jestem wielką fanką kosmetyków MAC i co miesiąc z niecierpliwością czekam na nową, niestety limitowaną kolekcję. W sklepach najczęściej jest po kilka egzemplarzy najfajniejszych kosmetyków czy konkretnych kolorów i rozchodzą się jak świeże bułeczki. Staram się walczyć z nałogiem, ale nie jest to łatwe ;) kupuję konkretne produkty, na które poluję od dawna albo na takie, które rzeczywiście podbiły moje serce i cięzko kupić coś podobnego - np. róż Hipness.

W lipcu i sierpniu MAC wprowadza kolekcję In the Groove. Znajdziemy w niej przede wszystkim mineralne, wypiekane podwójne róże, potrójne cienie oraz pudry rozświetlające. Fanki MACa na pewno ucieszą również błyszczykie Creamsheen Glass.
W oko wpadły mi 3 produkty: 2 róże (a jakże!) oraz cień. Róż składa się z 2 części - jedna jest satynowa z małą ilością drobinek, druga to raczej rozświetlacz - możemy je mieszać albo stosować oddzielnie.



Róże (110zł):  Hang Loose (połączenie jasnego różu z zimnym lawendowym rozświetlaczem) oraz Happy Together (karmel i błyszczący beż).
Cień (89zł): Soften the Mood - według opisu to brąz, róż oraz niebieski - na zdjęciu róż wygląda bardziej na beż, ciekawe jak wygląda naprawdę ;)



Hang Loose wygląda identycznie jak na zdjęciu - jest jasny i zimny. Bałam się, że na troszkę ciemniejszej skórze nie będzie go widać, ale dzisiaj się nim malowałam i był widoczny. Zaskoczyła mnie jego konsystencja - jest miękki i kremowy; nie jest suchy jak większość wypiekanych kosmetyków - jest zupełnie inny niż ich mineralne nielimitowane róże np. Dainty.


Różowa część jest jasnoróżowa i dość widoczna, fiolet to migocząca, lawendowa mgiełka - po wymieszaniu to fioletowa mgiełka z różowawym połyskiem.



Jeśli drugi róż będzie w rzeczywistości wyglądał tak jak na zdjęciu to na pewno będzie mój. Nie do końca jestem przekonana co do cienia - błękit to zdecydowanie nie mój kolor, ale to połączenie wygląda przepięknie.

Wtorkowe kuszenie (11): Letnia kolekcja lakierów Bell

Nie bój się mocnych i ekstrawaganckich kolorów! Odnajdziesz je w kolekcji hypoalergicznych lakierów do paznokci Fashion colour! Nowoczesna formuła lakieru zapewnia idealne krycie już przy pierwszej warstwie!
Extremalna trwałość i superpołysk gwarantowane! Doskonale łatwa i przyjemna aplikacja lakieru na paznokciach bez efektu smug i nieestetycznych zacieków! Nie zawiera szkodliwych związków: toluenu i formaldehydu.


Dzisiaj kuszę najnowszą, letnią kolekcją lakierów Bell. W oko wpadło mi kilka odcieni:
316 - najmodniejszy w tym sezonie ostry niebieski
322 - spokojna brzoskwinia
325 - nasycony fiolet
327 - różowo brzoskwiniowy ze złotawym połyskiem

Chyba niedługo wybiorę się na polowanie ;) które odcienie przypadły Wam do gustu? Wolicie spokojne, stonowane kolory na paznokciach, a może lato to czas szaleństwa i odjechanych kolorów? Zimą wybieram głównie spokojne, przybrudzone i ciemne kolory - śliwkę, bordo, brudny róż, a latem szaleję - koral, ostra czerwień, fuksja, mięta, błękit...

20 czerwca 2010

Recenzja: Italian Baked-To-Last Powder - The Body Shop, kolekcja Nomadic Goddess

Pamiętacie puder z Body Shopu, którym kusiłam Was w pewien wtorek? Dostałam go w maju w prezencie imieninowym :)
Puder jest przepiękny!!! Beżowo brązowy poprzetykany niteczkami złota i różu... cudo :)


Puder, bronzer czy rozświetlacz? Jest bardzo błyszczący (bez drobinek), więc na pewno nie nadaje się na całą twarz. Ja go nakładam na szczyt kości policzkowych nad róż; piękny błyszczyki i sprawia, że skóra wygląda zdrowo, a ja wyglądam jakbym wróciła z urlopy - wypoczęta i lekko opalona.


W zależności od tego, w którym miejscu go maźniemy otrzymujemy albo jaśniejsze złoto albo złotawy, średni brąz. Daje lekki połysk, efekt nie jest wulgarny - puder może być używany do makijażu dziennego.


Co mówi na jego temat Body Shop:

Best if you want to: Create a sun-kissed glow with a natural-looking bronzer, handmade and slow-baked for up to eight hours of deliciously rich color.
W składzie znajdziemy składniki objęte programem Zrównoważony Handel:
  • organiczna oliwa z oliwek z Włoch, która poprawia stan skóry
  • masło shea bogate w witaminę A i E, które są antyoksydantami by chronić i odżywiać skórę
  • olej Marula z Namibii  pozostawia skórę gładką i delikatną, nawilża
Puder kosztuje chyba ok. 45zł za 9 gram
Ma fajne przezroczyste opakowanie - łatwo go znaleźć, od raz widać co jest w środku - co jest bardzo przydatne przy porannym makijażu, gdy nie mam zbyt wiele czasu.


15 czerwca 2010

Wtorkowe kuszenie (10): SPA Resort Indonesia


W tym tygodniu kuszę słoneczną Indonezją. Przenieście się na chwilę na egzotyczną plażę skąpaną w promieniach słońca, pachnącą soczystymi owocami.
Irena Eris właśnie wypuściła nową linię SPA Resort Indonesia. Znajdziemy w niej 4 produkty: tropikalny peeling do ciała, egzotyczny balsam wygładzający oraz dwa olejki, które można wlać do wanny lub do kominka zapachowego (ta druga opcja często towarzyszy mi podczas wieczornego relaksu w wannie).
Pierwszy z nich to słoneczny olejek energizujący, którego świeży zapach pobudza wyobraźnię, dodaje wigoru i witalności. 
Uwodzicielski olejek relaksujący to przede wszystkim nuty zielone, bergamotka, aromaty owocowe, nuty kwiatowe (konwalia, róża, jaśmin) oraz nuty świeże – tlenowe, nutę bazową stanowią: drzewo sandałowe, piżmo, aromat karmelowy.
Najbardziej zaintrygował mnie olejek energizujący, bo uwielbiam świeże, owocowe zapachy - zwłaszcza zapachy egzotycznych owoców.
W tym olejku w nucie głowy pojawiają się: bergamotka, mandarynka, pomarańcza, cytryna, melon, jabłko, w nucie serca dominują: jaśmin i fiołek a nutę bazową uzupełniają piżmo i brzoskwinia.

Cena: 39zł / 30ml 


Używacie olejków eterycznych? Do kąpieli, kominków zapachowych a może mieszacie je z balsamem do ciała?

13 czerwca 2010

Project 10 Pans - aktualizacja

Kosmetyki mi się mnożą i ukrywają w całym domu ;) nie wiem jak to możliwe, że znalazłam jeszcze (!!!) kilka do zużycia. Dołączam je do projektu.


Powykreślałam na poprzednich zdjęciach to co już zużyłam. Zużycie pielęgnacji to dla mnie nic trudnego, gorzej z kolorówką.


Zrobiłam małą aktualizację zdjęć - z poprzednich wyleciały błyszczyki - Bourjois używałam długo, aż zaczął irytować mnie jego zapach. L'oreal jest różowy, a ja się maluję głównie brązami, więc mi nie pasuje do makijażu.


Nail Tek Foundation II - ok. 1/3-1/4 buteleczki
Inglot nr 82 - chyba najbardziej znany kolor i kiedyś najczęściej używany przez manikiurzystki, ok. 1/3 buteleczki
L'oreal Jest Set - rewelacyjny kolor, już tylko na 1-2 użycia
Peeling do skórek Sally Hansen - 1/3 opakowania


Inglot - nie wiem ile zostało, ale maksymalnie 1/3-1/4 opakowania; podkład jest fajny, ale ma dość tłustą, ciężką konsystencję; w te upały wolę lekkie podkłady
Estee Lauder - największe rozczarowanie tego roku - tłusty, w ogóle nie kryje - zachowuje się jak krem tonujący; zupełnie nie rozumiem masy zachwytów nad nim; myślę, że zostało max. 1/3-1/4
Revlon - mój ukochany podkład, nie zliczę zużytych buteleczek; niestety przy 30 stopniowym upale nie lubię smarować się ciężkimi, mocno kryjącymi podkładami (zwłaszcza, że teraz nie mam nic do ukrycia) - jest go odrobina na 1-2 użycia, więc chyba się przemęczę i jednak go zużyję
Benefit - nienajgorszy kompakt, ale raczej do bezproblemowej skóry, którą chcemy delikatnie ujednolicić, została resztka przy obrzeżach


Chanel (po lewej) - zużyty najjaśniejszy róż, na wykończeniu ciemniejszy róż i dziura w brązowym (mój ukochany do rozcierania brązowej kredki)
MAC (w paletce, po prawej) - odcień Naked Lunch, mój pierwszy i ukochany cień z MACa, nawet zastanawiałam się czy go nie kupić teraz na zapas, ale mam trochę podobny kolor z Inglota i sporo innych jasnych cieni, więc na razie zrezygnowałam (zwłaszcza, że biorę 2 inne jasne cienie z MACa).
MAC pigment (po prawej w dolnym rzędzie) - odcień Naked, nie ma go dużo, więc w czerwcu lub lipcu powinnam go wykończyć, a na jego miejsce wskoczy pigment Blonde's Gold
MAC (cień w środku, dolny rząd) - naklejka jest starta i nie wiem jaki to kolor, ale jest praktycznie identyczny jak Phloof!, bardzo go lubię i gości w większości moich makijaży (mam jeszcze Phloof!, który leży odłogiem i czeka na swoją kolej)
Lip Ice (po lewej) - balsam do ust grapefruitowy; średnio go lubię, ale dotknęłam już dna, więc chyba jednak zużyję ;)


Bourjois - znany wszystkim jako czekoladka - bardzo fajny bronzer, jest półprzejrzysty, więc bez obaw można go nałożyć na całą twarz nawet niewprawną ręką; nie widać jeszcze blaszki, ale ma spore wgłębienie; w zapasach mam jeszcze puder brązujący YSL; używam go prawie codziennie i bardzo polecam
MAC Blot - puder prasowany matujący, noszę go w torebce, bardzo lubię, ma beznadziejny puszek (dziwię się, że MAC wypuścił taki badziew). Została mi go resztka, więc na pewno niedługo go skończę.
Róże ELF i MAC - pierwszy jest użyty zaledwie kilka razy, w MACu jak widać mam sporą dziurę (wielka szkoda, bo go uwielbiam, to mój kolor:) ) postanowiłam, że dopóki nie zużyję obu nie kupię brzoskwiniowego różu!


Eveline serum wyszczuplające - znalazłam w czeluściach kartonu z zapasami - nie chciałam go używać zimą, bo balsam chłodzi, ale na te upały będzie znakomity
Eveline serum do biustu - została 1/3 opakowania, serum ma świetne opinie, ale jakoś nie chce mi się go używać, sama nie wiem czemu
Joanna - odżywka do włosów blond, szampon z tej serii jest rewelacyjny, odżywka w ogóle nie zrobiła na mnie wrażenia; myślałam, że już dawno ją zużyłam, więc trochę się zdziwiłam, gdy ją znalazłam ;)
Kose - żel do mycia twarzy - służy mi głownie do mycia pędzli; jest bardzo gęsty i maże się po skórze
Body Shop - mgiełka z wit. C, została resztka, służy mi do odświeżania skóry w trakcie fali upałów, która nas nawiedziła
Clinique - żel z serii 3 kroków; uwielbiam zarówno żel jak i krem; ten mam z wymianki, w zastępczym opakowaniu; używam go głównie rano, bo jest bardzo lekki i mogę bez problemu nałożyć na niego makijaż


To by było na tyle :) jak widać zużywanie pielęgnacji idzie mi świetnie; już prawie nic mi nie zalega.
Pod względem kolorówki jest gorzej, ale nie najgorzej ;) bo robię postępy. Chciałabym nieco zmnimalizować zapasy pod względem ilości posiadanych cieni (już mi się prawie udało), lakierów (kilka odłożyłam na wymiankę, kilka postaram się zużyć); róży (wolę to przemilczeć), makijażu twarzy (podkładów mam mało, gorzej z pudrami, ale używam ich codziennie, więc nie jest tak źle - gorzej jakby mi to wszystko zaległao i się kurzyło).

A jak u Was? Jakieś sukcesy w zużyciach? U mnie z kolorówki w tym miesiącu kosz zaliczyła wykręcana kredka do oczu - było jej już naprawdę mało i końcówka się ułamała. Reszta zużyć to pielęgnacja.

11 czerwca 2010

Ulubieńcy i rozczarowania: maj 2010

Bardzo lubię dowiadywać się o ulubionych kosmetykach innych dziewczyn - lubię odkrywać nowe kosmetyki :) Dziewczyny wybierają co miesiąc kilka kosmetyków, które zrobiły na nich duże wrażenie w poprzednim miesiącu i były często używane. Podczytuję blogi i oglądam filmiki na ten temat i zawsze coś mnie zaciekawi :)

Postanowiłam pokazać Wam kilka kosmetyków, które podbiły moje serce w maju oraz kilka, które mnie rozczarowały. Na szczęście tych drugich jest o wiele mniej i właśnie się kończą, więc nie będę musiała się z nimi dłużej męczyć.

Ulubieńcy - makijaż


1) Podkład Anti-Blemish Solutions Clinique - mam odcień Fresh Neutral 03 - średni beż. Podkład jest bardzo lekki, beztłuszczowy. Nakłada się cienką warstwą, szybko się wchłania, w ogóle go nie czuć na twarzy. Daje fajny matowy efekt, średnio kryje, ale nie jest podkładem o właściwościach kryjących, więc trzeba mieć to na uwadze. Według producenta nawilża, zmniejsza świecenie się skory, kontroluje wydzielanie sebum i zapobiega powstawaniu wyprysków. Rzeczywiście jest bardzo fajny dla tłustej/mieszanej skóry - matuje na długo :)
2) Korektor Super Stay 24h - bardzo lubię korektory Maybelline; są lekkie, dzięki płynnej konsystencji łatwo je nałożyć, i wetrzeć w skórę, nieźle kryją. Lubie je stosować głównie pod oczy, bo nie wysuszają i nie wchodzą w załamania.
3) Błyszczyk ColorSensational Gloss - błyszczyk w odcieniu Nude Pearl jest świetny - nie kryje mocno, ale też nie jest całkowicie przejrzysty. Ma fajny, jasny odcień, ładnie nabłyszcza, pasuje do każdego makijażu oczu.
4) Róż prasowany MAC - limitowany róż z serii 'To the beach'. Na odcień Hipness zachorowałam kiedyś po obejrzeniu swatchy na jakimś blogu, oczywiście okazało się, że jest limitowany, więc jak tylko zobaczyłam, że znowu jest dostępny to od razu go kupiłam.
5) Matowy cień Kaszmir Paese - cień nie jest w 100% matowy, ma maleńkie drobinki, jednak na powiece są praktycznie niewidoczne. Cień jest rewelacyjny, to moje wielkie odkrycie. Jest bardzo mocno napigmentowany, można nim wyczarować cuda na powiece. Dobrze się rozciera, nasycenie koloru można stopniować. Szkoda, że marka jest tak trudno dostępna w Warszawie; w Krakowie widziałam ją w prawie każdej drogerii (Paese to dawna Euphora!).


Ulubieńcy - pielęgnacja

 
1) Peeling Ocean Salt LUSH - totalne zaskoczenie. Czytałam wiele pochlebnych recenzji na jego temat, ale jakoś nie chciało mi się wierzyć, że można używać takiego ostrego, solnego peelingu do twarzy. Postanowiłam zaryzykować i to był strzał w 10! Peeling ma konsystencję puszystego kremu, który bardzo fajnie nawilża skórę i sprawia, że masaż jest przyjemny. Drobinki soli są ostre, dlatego należy delikatnie masować twarz. Im dłużej peelingujemy skórę, tym bardziej sól się rozpuszcza i nie jest już taka ostra. Nie pasuje mi zapach peelingu - wódka! ale dla efektu niesamowicie gładkiej skóry jestem gotowa się pomęczyć ;)
2) Szampon w kostce Seanik LUSH - dziwadło - szampon w kostce?! Wbrew pozorom to świetny kosmetyk. Bez problemu się pieni - mydlimy nim ręce lub pocieramy wilgotną kostką włosy. Pięknie pachnie, taką świeżością. Seanik pozostawia moje włosy gładkie i błyszczące. Bez problemu się rozczesują. Mam jeszcze Godivę, która obłędnie pachnie, ale mam problem z rozczesaniem włosów po niej - mimo, że zawiera odżywkę!
3) Szampon 'Mango i kwiat tiare' Garnier - pamiętacie jak nim kusiłam we wtorek? Oczywiście musiałam go mieć (oprócz niego mam jeszcze 2 inne szampony z nowej linii Garniera). Uwielbiam owocowe, egzotyczne zapachy, a ten szampon pachnie przeobłędnie świeżym mango. Mogłabym go wąchać bez przerwy ;) Włosy po użyciu są miękkie i pachnące.


Rozczarowania


1) Balsam do ciała 'Karaibskie mango' AA Exotic SPA (Oceanic) - tak jak już wspominałam uwielbiam zapach mango, więc ten kosmetyk musiałam mieć. Niestety jestem nim strasznie rozczarowana. Pomijam fakt, że ubzdurałam sobie, że to masło - oczywiście to lekki balsam. Tylko nie wiem czemu kosztuje 100zł. Owszem nawilża, ale spodziewałam się jeszcze czegoś. Żeby chociaż ładnie pachniał, ale pachnie bardzo delikatnie, zapach jest kwaśny, na pewno nie jest to mango (teraz używam masła mango z Body Shopu i niestety, ale Oceanic nawet nie stał w pobliżu tych owoców). Chyba, że chodzi tylko o to, że ten balsam zawiera masło mango? Ale widząc nazwę 'Karaibskie mango' spodziewałam się chociaż odrobiny fajnego zapachu. Balsam jest fajnie zapakowany w papier falisty i metaliczną tekturkę, myślałam nawet, że nada się na prezent, ale nie z ta jakością i nie z tym zapachem. jednak Zwykły balsam za 100zł to nie są dobrze wydane pieniądze.
2) Kremowy żel pod prysznic Angel Star Nivea - bardzo lubię żele Nivea, zarówno te przezroczyste jak i kremowe, ale ten jakoś zupełnie mi nie podszedł. Zapach mógłby być bardziej owocowy, Konsystencja jakaś taka kleista, nie spłukuje się do końca, zostawia lekki film na skórze.

8 czerwca 2010

Wtorkowe kuszenie (9): Flourish Bath&Body


Po obejrzeniu kilku zdjęć tego produktu od razu się zakochałam - jak dolar stanieje to na pewno sobie zamówię to cudo. Wygląda jak kawałki galaretki owocowej obtoczone w cukrze, a tak naprawdę to... cukrowy peeling do ciała w kostkach!


Sugar Cube Body Scrub można kupić na stronie etsy.com od użytkownika Flourish Bath&Body. Zawiera masło kakaowe, które zmiękcza skórę, olej z awokado i z oliwek by skóra stała się nawilżona i odżywiona oraz złuszczający cukier trzcinowy. Występuje w wielu wersjach zapachowych: grapefruit ginger, wasabi, blood orange i wielu innych. Jakich? Będziecie mogły sprawdzić za tydzień - aktualnie twórczyni kosmetyków jest na urlopie i oferty są zawieszone.
Co jeszcze ciekawego oferuje Flourish Bath&Body? Na przykład pachnące mydełka i kolorowe balsamy do ust :)


Tydzień temu nie było wtorkowego kuszenia, bo się strasznie rozchorowałam i ostatnią rzeczą na jaką miałam ochotę było siedzenie przy komputerze. Aktualnie siedzę w domu, nadal chora i staram się nadrobić zaległości. Pstryknęłam trochę fotek, więc będę miała co wrzucać :)
Mam problem z dodawaniem komentarzy - nie wyświetla mi się okienko, więc będę mogła Wam odpisać dopiero w czwartek. Mam też problem z dodawaniem notatek - udaje mi się to raz na kilkanaście prób.

7 czerwca 2010

Essie Baby Cakes


Moja przygoda z Essie rozpoczęła się od testów lakieru w odcieniu Baby Cakes i... niestety bardzo się rozczarowałam. Miałam w planach wizytę w hurtowni i po testach tego lakieru na razie się wstrzymałam. Albo coś z tym lakierem jest nie tak albo ja nie umiem go nałożyć - może dlatego, że nie jest kremowy, a lekko perłowy.
Odcień kojarzy mi się ze świeżym, jasnofioletowym bzem, którego zapach ubóstwiam. Pierwsza warstwa nie jest kryjąca, ale chyba najbardziej mi się podoba. Do lakieru robiłam 2 podejścia - za pierwszym razem od razu go zmyłam, za drugim razem poszło mi trochę lepiej. Trzeba bardzo szybko i sprawnie nałożyć druga warstwę - jeśli gdzieś damy więcej lakieru to nie rozpłynie się i nie wyrówna (jak przy niektórych lakierach) tylko będzie widać granicę między poziomami - górki i dolinki. Coś koszmarnego.

Ale tak jak pisałam za drugim razem poszło mi lepiej, jednak lakier nie kryje w 100% przy drugiej warstwie - potrzebne są minimum trzy, a na to nie mam czasu ani ochoty. Lakier ma ładnie wyglądać przy 1 lub 2 warstwach i lakiery, które tego nie robią są zdyskwalifikowane (oprócz bardzo jasnych, które nakładają się rzeczywiście cieniutką warstwą i schną w mgnieniu oka).
Lakier ma delikatna perłę, która opalizuje na różowo - jest uroczy, ale chyba jednak nie dla mnie. Może mam z nim takie problemy właśnie przez tą perłę? Widziałam mnóstwo swatchy Essie i nie wierzę, żeby ze wszystkimi był taki problem.

Przeglądałam różne zdjęcia i opinie o tym lakierze i ogólnie cieszy się sporym powodzeniem i wszystkim się podoba :)

A dla tych, które zakochały się w babeczkach z pierwszego zdjęcia zapraszam do zajrzenia tutaj: http://www.consciouskitchen.net/2007/05/bouquet-cupcakes-lilac-and-lavendar.html

5 czerwca 2010

Podsumowanie maja i trochę moich przemyśleń nt. zakupoholizmu


Maj upłynął pod znakiem 'wielkich zużyć i porządków w kosmetyczce'.
Niewiarygodne, ale zużyłam:
  • 22 kosmetyki pielęgnacyjne
  • 2 butelki perfum
  • 5 kosmetyków kolorowych
  • 6 próbek
Od razu przeluźniło się w szufladzie, w której przechowuję większość kosmetyków oraz w łazience. Mam nadzieję, że czerwiec również będzie obfitował w puste opakowania ;)
Przejrzałam też kosmetyki kolorowe i wytypowałam mnóstwo cieni, których nie używam lub używam tak rzadko, że szkoda je trzymać, do oddania/sprzedania. Następne w kolejce są lakiery, z którymi (o dziwo!) wyjątkowo ciężko mi się rozstać - myślałam, że nie będę umiała wybrać cieni, ale jakoś gładko poszło.

Chciałabym też zużyć trochę resztek - mam np. 4 podkłady na wykończeniu i właściwie żadnego nie mogę zużyć, bo ciągle coś tam jest w opakowaniu.
Doszłam do smutnego wniosku - lubię posiadać i patrzeć na moje kosmetyki, co niestety nie idzie w parze ze zużywaniem. Topię majątek w niewiarygodnej ilości kosmetyków. Postanowiłam, że koniecznie muszę zrobić sobie mały odwyk od kupowania - jestem rozgrzeszona tylko z MACa, bo grzech nie skorzystać z uprzejmości i zniżki Kamila ;) ale wezmę kosmetyki, których naprawdę potrzebuję i kolory, których używam. Jak na razie przybyła mi tylko szminka Gosha w odcieniu Darling, której nigdzie nie mogłam znaleźć, więc musiałam (podkreślam: musiałam!) koniecznie kupić ;) i czekam na paczkę z Everyday Minerals - co prawda opłaconą w maju, ale kosmetykami będę się ciszyć w czerwcu ;)


Podsumowując: staram się nie kupować zbędnych (czyli wszystkich ;) ) kosmetyków, oszczędzam (chyba muszę wyznaczyć jakiś konkretny cel) i zużywam (już mam małe sukcesy czerwcowe, ale o tym za miesiąc). Mam dłuuuugą listę kosmetyków, które się kończą, więc liczę na owocny miesiąc ;)

A Wy dziewczyny? Kupujecie nałogowo i upychacie po szafkach kolejne kosmetyki czy może od czasu do czasu pozwolicie sobie na odrobinę szaleństwa, ale ogólnie zachowujecie zdrowy rozsądek? A może należycie do grupy osób, które kupują kolejny produkt dopiero po zużyciu poprzedniego? (chyba nigdy przenigdy nie zaliczę się do tej grupy;) )