Kosmetyki mi się mnożą i ukrywają w całym domu ;) nie wiem jak to możliwe, że znalazłam jeszcze (!!!) kilka do zużycia. Dołączam je do projektu.
Powykreślałam na poprzednich zdjęciach to co już zużyłam. Zużycie pielęgnacji to dla mnie nic trudnego, gorzej z kolorówką.
Zrobiłam małą aktualizację zdjęć - z poprzednich wyleciały błyszczyki - Bourjois używałam długo, aż zaczął irytować mnie jego zapach. L'oreal jest różowy, a ja się maluję głównie brązami, więc mi nie pasuje do makijażu.
Nail Tek Foundation II - ok. 1/3-1/4 buteleczki
Inglot nr 82 - chyba najbardziej znany kolor i kiedyś najczęściej używany przez manikiurzystki, ok. 1/3 buteleczki
L'oreal Jest Set - rewelacyjny kolor, już tylko na 1-2 użycia
Peeling do skórek Sally Hansen - 1/3 opakowania
Inglot - nie wiem ile zostało, ale maksymalnie 1/3-1/4 opakowania; podkład jest fajny, ale ma dość tłustą, ciężką konsystencję; w te upały wolę lekkie podkłady
Estee Lauder - największe rozczarowanie tego roku - tłusty, w ogóle nie kryje - zachowuje się jak krem tonujący; zupełnie nie rozumiem masy zachwytów nad nim; myślę, że zostało max. 1/3-1/4
Revlon - mój ukochany podkład, nie zliczę zużytych buteleczek; niestety przy 30 stopniowym upale nie lubię smarować się ciężkimi, mocno kryjącymi podkładami (zwłaszcza, że teraz nie mam nic do ukrycia) - jest go odrobina na 1-2 użycia, więc chyba się przemęczę i jednak go zużyję
Benefit - nienajgorszy kompakt, ale raczej do bezproblemowej skóry, którą chcemy delikatnie ujednolicić, została resztka przy obrzeżach
Chanel (po lewej) - zużyty najjaśniejszy róż, na wykończeniu ciemniejszy róż i dziura w brązowym (mój ukochany do rozcierania brązowej kredki)
MAC (w paletce, po prawej) - odcień Naked Lunch, mój pierwszy i ukochany cień z MACa, nawet zastanawiałam się czy go nie kupić teraz na zapas, ale mam trochę podobny kolor z Inglota i sporo innych jasnych cieni, więc na razie zrezygnowałam (zwłaszcza, że biorę 2 inne jasne cienie z MACa).
MAC pigment (po prawej w dolnym rzędzie) - odcień Naked, nie ma go dużo, więc w czerwcu lub lipcu powinnam go wykończyć, a na jego miejsce wskoczy pigment Blonde's Gold
MAC (cień w środku, dolny rząd) - naklejka jest starta i nie wiem jaki to kolor, ale jest praktycznie identyczny jak Phloof!, bardzo go lubię i gości w większości moich makijaży (mam jeszcze Phloof!, który leży odłogiem i czeka na swoją kolej)
Lip Ice (po lewej) - balsam do ust grapefruitowy; średnio go lubię, ale dotknęłam już dna, więc chyba jednak zużyję ;)
Bourjois - znany wszystkim jako czekoladka - bardzo fajny bronzer, jest półprzejrzysty, więc bez obaw można go nałożyć na całą twarz nawet niewprawną ręką; nie widać jeszcze blaszki, ale ma spore wgłębienie; w zapasach mam jeszcze puder brązujący YSL; używam go prawie codziennie i bardzo polecam
MAC Blot - puder prasowany matujący, noszę go w torebce, bardzo lubię, ma beznadziejny puszek (dziwię się, że MAC wypuścił taki badziew). Została mi go resztka, więc na pewno niedługo go skończę.
Róże ELF i MAC - pierwszy jest użyty zaledwie kilka razy, w MACu jak widać mam sporą dziurę (wielka szkoda, bo go uwielbiam, to mój kolor:) ) postanowiłam, że dopóki nie zużyję obu nie kupię brzoskwiniowego różu!
Eveline serum wyszczuplające - znalazłam w czeluściach kartonu z zapasami - nie chciałam go używać zimą, bo balsam chłodzi, ale na te upały będzie znakomity
Eveline serum do biustu - została 1/3 opakowania, serum ma świetne opinie, ale jakoś nie chce mi się go używać, sama nie wiem czemu
Joanna - odżywka do włosów blond, szampon z tej serii jest rewelacyjny, odżywka w ogóle nie zrobiła na mnie wrażenia; myślałam, że już dawno ją zużyłam, więc trochę się zdziwiłam, gdy ją znalazłam ;)
Kose - żel do mycia twarzy - służy mi głownie do mycia pędzli; jest bardzo gęsty i maże się po skórze
Body Shop - mgiełka z wit. C, została resztka, służy mi do odświeżania skóry w trakcie fali upałów, która nas nawiedziła
Clinique - żel z serii 3 kroków; uwielbiam zarówno żel jak i krem; ten mam z wymianki, w zastępczym opakowaniu; używam go głównie rano, bo jest bardzo lekki i mogę bez problemu nałożyć na niego makijaż
To by było na tyle :) jak widać zużywanie pielęgnacji idzie mi świetnie; już prawie nic mi nie zalega.
Pod względem kolorówki jest gorzej, ale nie najgorzej ;) bo robię postępy. Chciałabym nieco zmnimalizować zapasy pod względem ilości posiadanych cieni (już mi się prawie udało), lakierów (kilka odłożyłam na wymiankę, kilka postaram się zużyć); róży (wolę to przemilczeć), makijażu twarzy (podkładów mam mało, gorzej z pudrami, ale używam ich codziennie, więc nie jest tak źle - gorzej jakby mi to wszystko zaległao i się kurzyło).
A jak u Was? Jakieś sukcesy w zużyciach? U mnie z kolorówki w tym miesiącu kosz zaliczyła wykręcana kredka do oczu - było jej już naprawdę mało i końcówka się ułamała. Reszta zużyć to pielęgnacja.
A ja właśnie niedawno zachwyciłam się podkładem Estee Lauder i już wiem, że w końcu trafiłam na coś dla siebie, kryje, super się utrzymuje i w ogóle jestem zachwycona. Jak widać jednak dla każdego coś innego jest odpowiednie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zaczynam się zastanawiać czy wszystko z nim w porządku w takim razie:/ ja się zachwyciłam nowym Clinique, jest beztłuszczowy, świetny na te upały.
OdpowiedzUsuńNaked Lunch to też mój ukochany cien z M.A.C. (na równi z Satin Taupe).
OdpowiedzUsuńZużywanie cienie wogóle mi nie idzie... ale najgorzej z różami! Nie wyobrażam sobie jak można zurzyć choćby jeden xD
Też uwielbiam Satin Taupe - ostatnio gości w większości moich makijaży; kolor must-have ;)
OdpowiedzUsuńAkurat z różami nie mam problemu - już kilka poszło; tak samo cienie - niestety trwa to dość długo, ale jest wykonalne ;)
przykro mi, że to powiem ale kolorówka jest po to aby była a nie po to aby ją zużyć! ona ma być zawsze, bo co będzie jak wycofają coś co lubisz?:D Mówię ci, znam się na tym ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny projekt ;)
OdpowiedzUsuń