Przestałam wierzyć w to, że moja kosmetyczka może osiągnąć normalne, przeciętne rozmiary. Co miesiąc obiecuję sobie, że chociaż raz trochę oszczędzę i zużyję to co mam. Jak jest w rzeczywistości każdy wie. Zawsze, ale to zawsze jest coś co muszę koniecznie mieć, bo to limitowanka, taka promocja już na pewno się nigdy przenigdy nie powtórzy albo akurat muszę sobie poprawić humor, tudzież nagrodzić za coś ;)
Każda wizyta w MACu kończy się pragnieniem posiadania czegoś nowego - zważywszy, że mam od nich masę produktów to zakrawa na szaleństwo.
Kamil przywiózł mi masę fajnych kosmetyków, a ja wybrałam się oczywiście jeszcze do MACa, żeby obejrzeć nową kolekcję limitowaną In The Groove. Tak jak wcześniej pisałam podobał mi się beżowy róż i niebiesko brązowe cienie. Kupiłam tylko cienie, czyli ZAOSZCZĘDZIŁAM ;) (tak to sobie w każym bądź razie tłumaczę).
Z Londynu przyfrunęły do mnie:
- pusta paletka na róże
- 3 wkłady cieni
- puder mineralny
- balsam do ust
- nowy tusz Opulash
- pędzelek 217
W paletce od razu zamieszkały moje róże: dwa wkłady - Buff i Style, jeden zdepotowany róż - Foolish Me. I to by było na tyle. Niestety podczas depotowania Peachykeen miał miejsce mały wypadek - róż był już mocno zużyty, zostało go trochę na obrzeżach i niestety się pokruszył. Brązowy róż Sweet as Cocoa leży u mamy i na razie nie chcę go depotować; może w przyszłości.
Do zdepotowania został Hipness, ale trochę szkoda mi tego ładnego, zielonego opakowania.
górny rząd: Style, Foolish Me, dolny: Buff
Cienie też są już w paletkach - tylko w jednej zostało puste miejsce, na razie nie mam pomysłu co by dokupić do niej. Dostałam Jest - podobny do Naked Lunch, ale wpadający w róż, brzoskwinię, Naked wpada bardziej w beż; Era - złotawy beżowy brąz oraz Smut - bardzo ciężki do określenia - widzę tam szarawą czerń z fioletem, brązem.
od lewej: Jest, Era, Smut
Puder i tusz wylądowały na razie w zapasach - mam na wykończeniu puder matujący Blot, do torebki wrzucę Shiseido, bo jest dość mocno zużyty, a ten nowy puder wyląduje w kosmetykach, którymi maluję się w domu. Tusz pewnie niedługo wypróbuję :)
Oglądanie kolekcji In The Groove zakończyło się cieniami Soften the Mood. Cienie są bardzo fajne, kremowe, dają wyraźny kolor, a nie mgiełkę koloru. Nie lubię się za bardzo w błękicie i niebieskościach, ale ten od razu wpał mi w oko - no i świetnie w nim wyglądam. Jest chłodny, bardzo jasny, fajnie wygląda wymieszany ze środkowym różowawym cieniem - właściwie różowo-brązowym ze złotymi drobinkami.