19 maja 2010

Miłość od pierwszego użycia!


Podczas moich pierwszych zakupów w LUSH w zeszłym roku byłam trochę zagubiona - sklep od góry do dołu zastawiony kosmetykami, których nie znałam! Tego jeszcze nie było ;) na szczęście zajęła się mną przemiła dziewczyna i pomogła dobrać kilka produktów odpowiednich do mojej cery.
Na ogół prawie nie myje twarzy wodą, bo w połączeniu z żelem (nawet bardzo delikatnym) okropnie wysusza mi się skóra - uroki warszawskiej wody. Jednak po przeczytaniu wielu bardzo pochlebnych recenzji kosmetyku Dark Angels postanowiłam go kupić. Zawsze mówię, że mam okropnie tłustą skórę - ale to chyba tylko i wyłącznie mój pogląd, bo nikt inny go nie podziela ;) gdy opowiedziałam sprzedawczyni o tym, jak bardzo woda wysusza mi skórę poleciła mi zamiast Dark Angels innego aniołka ;)
Angels on Bare Skin został zainspirowany średniowieczną, drogocenną recepturą. Rzadkie, cenne olejki zostały przywiezione do Europy przez krzyżowców i bardzo szybko zakazane przez kościół - ich zdolność do zmiany stanów umysłu uznano za sprawkę diabła! Jednak w tym starciu zdecydowaniu wygrały kosmetyki! (moje wolne tłumaczenie ze strony LUSHa ;)).
Co sprawia, że kosmetyk jest tak cudowny? Na pewno zawartość olejków: różanego i lawendowego. Aniołek sprzedawany jest w śmiesznej formie - nie jest to typowy żel czy krem do oczyszczania skóry. Ma konsystencję stałą, z której odrywamy małe grudki, dodajemy do nich kilka kropli wody i rozcieramy w dłoniach na pastę, którą myjemy twarz. Skóra po zastosowaniu jest bardzo miękka i gładka, dzięki zawartości maleńkich drobin migdałów (produkt nie jest peelingiem, ale ma bardzo delikatne działanie wygładzające). W środku znajdziemy również kwiatki lawendy (którą kosmetyk pachnie). Nareszcie nie mam wysuszonej skóry po myciu - wręcz przeciwnie, jest nawilżona i ukojona.
Dark Angels ostatnio dostałam do testów - jest super, ale raczej jako peeling, nie mogłabym go stosować codziennie - mam cienką i bardzo delikatną skórę, która o dziwo jest bardzo odporna na wszelkie peelingi, kwasy, mocno oczyszczające maseczki itp., ale ten produkt stosowany dzień w dzień zrobiłby mi masakrę na twarzy. Raczej do stosowania co kilka dni lub do bardzo tłustej i grubej skóry.
Koszt to tylko 5,50£ za 100 gram, a opakowanie starcza na długie miesiące. Pudełka nie wyrzucamy po zużyciu - po zebraniu 5 czarnych opakowań wymieniamy je na maseczkę :)
To już moje drugie opakowanie i na pewno nie ostatnie :)

Skład: Ground Almonds (Prunus dulcis), Glycerine, Kaolin, Water (Aqua), Lavender Oil (Lavandula angustifolia), Rose Absolute (Rosa damascena), Chamomile Blue Oil (Matricaria chamomilla), Tagetes Oil (Tagetes minuta), Benzoin Resinoid (Styrax tonkinensis pierre), Lavender Flowers (Lavandula angustifolia), Limonene, Linalool

Załączam kilka zdjęć - opakowanie, produkt w środku oraz ilość jakiej używam do umycia twarzy.

2 komentarze:

  1. Hehe po uzyciu Dark Angels moja wanna wyglada jakby sie w niej kapal gornik :D a moja twarz pokrywa oleista szara maz, ktora trzeba usunac np plynem micelarnym. Tak wiec kolejne uzycie tego peelingu odkladam az bede miala wiecej czasu by domyc siebie i wanne ;) Ale ogolnie polecam, bo efekt Aniolek daje baaardzo fajny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kusisz :)

    Napisz mi prosze jaka jest cena tego cudeńka. Niebawem nawiedzam Londyn, więc pewnie skuszę sie na co nie co ;)

    OdpowiedzUsuń